Na Netflixie zadebiutował 7. sezon serialu Drive to Survive. I choć trzyma poziom to nie brakuje powrotu do złych nawyków. Jakich? Za co można pochwalić twórców?
Przede wszystkim
Zazwyczaj przygotowywałem Wam dwie recenzje tego serialu – bez spoilerów i z nimi. W tym roku jednak wyszedłem z założenia, że kto ma obejrzeć ten serial to obejrzy, a kto nie to nie. Spoilery zatem będą, ale delikatne. Skupię się bardziej na tym, jakie wartości niesie za sobą Drive to Survive i to – według mnie – można było zrobić lepiej.
Jak mantrę będę też powtarzał, że nie jestem targetem tego serialu. I Wy pewnie też nie, zwłaszcza jeżeli w ubiegłym roku przeczytaliście każdy tekst dotyczący F1 na blogu. Bardzo duża część tego serialu skupia się na przedstawieniu tego, co wiemy, na “oczywistościach” dla regularnego kibica Formuły 1.
Dla nas wartością tego serialu są dodatkowe smaczki, zakulisowe nagrania, niedostępne dla nas podczas sezonu. Jednocześnie musimy mieć świadomość, że większość kwestii bohaterów wypowiadanych “w domowym zaciszu” jest reżyserowana.
Pochwały
Zacznę od tego, a potem znajdzie się “kilka” beczek dziegciu w łyżce miodu. Czy jakoś tak. Po pierwsze widać, że Netflix przykłada się do tego serialu – na swój sposób, ale robią to z pompą i starają się zapewnić pokazywanie wielu aspektów Formuły 1. Widać też, że sama ekipa dobrze dogaduje się z kierowcami i szefami zespołów bo widać, że dość chętnie “wpuszczają” oni filmowców za kulisy.
W tym sezonie mamy też kilka nowości w pokazywaniu F1, a mi najbadziej przypadł do gustu odcinek gdy kierowcy sami stają się operatorami w jednym z odcinków – dostają swoje “kamery” i nagrywają elementy swojego życia z weekendu wyścigowego. Brawa za ten pomysł bo był to powiew świeżości w stosunku do standardowego formatu. Fakt, że do tego “eksperymentu” wybrano pięciu kumpli – Russella, Albona, Norrisa, Leclerca i Gasliego stanowi dodatkowy plus.
Oczywiście tu dochodzi również to, co pisałem wyżej, a zatem standardowe przypomnienie nam kibicom sezonu F1, co stanowi sporą wartość kilka dni przed pierwszymi treningami.
Do kategorii pochwał należy zaliczyć też…
…nowości
Chyba najwięcej nowości i owych “smaczków” w serialu dostajemy przy okazji Mercedesa. Już wcześniej pisałem Wam o dyskusji Toto Wolffa i jego żony na temat następcy Lewisa Hamiltona. Ale cudowny jest też second, gdy do Toto Wolffa dzwoni szef FIA Mohammed ben Sulayem, a ten zlewa mówiąc, że wsiada do auta, a potem: “Wolę pooglądać Kimiego na torze”.
Kolejna bardzo ciekawa historia dotyczy rozmów Carlosa Sainza z Williamsem. Mamy bowiem obrazki z hotelu, gdzie szef ekipy z Grove, James Vowles umawia się z Hiszpanem. Oczekiwanie na przybycie Carlosa przeciąga się, a lód w pojemniku na szampana topnieje. I w pewnym momencie mamy ujęcia sugerujące, że Sainz ostatecznie nie przyszedł bo zaczął rozmowy z Alpine. Potem jednak mamy powrót tych ujęć, jakby w tej samej aranżacji i Sainz jakby jednak przyszedł. Mimo tej niejasności, są to bardzo wartościowe ujęcia.
Następne smaczki to obrazki z testu porównawczego kierowców Purple Bulla na Silverstone. Gdy Max Verstappen “wpada” jako punkt odniesienia, gdy Christian Horner rozmawia z kierowcami. Tu sporo dotyczy Daniela Ricciardo, ale trzeba przyznać, że jest go znacznie mniej niż w poprzednich latach. Jest on też żegnany w serialu.
Zastanawiałem się przed tym sezonem, jak potraktwany zostanie temat oskarżeń wobec Christiana Hornera. I trzeba powiedzieć, że trochę o tym było. Oczywiście bez pikantnych szczegółów i raczej jednostronnie – z perspektywy Hornera. Najciekawsze w tej sprawie były chyba reakcje dziennikarzy i szefów zespołów gdy ujawniono rzekome wiadomości Hornera.
Przedstawienie
Oglądając serial nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że poszczególnych kierowców mamy celowo przedstawianych w konkretnym świetle. Złym lub dobrym. I tak przez większość odcinków Carlos Sainz jest przedstawiany w bardzo pozytywnym świetle – być może słusznie bo zaliczył w Ferrari mocne sezony.
Kolejnym przykładem jest pokazywanie George Russella w kontekście kierowcy słabego psychicznie, który nie wytrzymuje ciśnienia. W związku z tym słyszymy w trakcie seansu kilka “pocisków” względem kierowcy. Dostaje się też
W złym świetle – wyelienowanego bufona (ja wiem, że niektórzy się z tym zgodzą, ale to chyba nie powinno być aż tak ostro rysowane przez twórców) stawiany jest Max Verstappen. Absolutnym przegięciem jest scena z odcinka “Frenemies”, w którym mamy przedstawienie Verstappena i Lando Norrisa. I tak najpierw otrzymujemy obrazki Verstappena popychającego Ocona, przeklinającego i obrażającego swój zespół, a potem… Norrisa trzymającego szczeniaczki na rękach. Serio:
this half is so horribly dangerous it’s hilarious
max the evil man vs lando who likes pets ???
pic.twitter.com/be4Uc0Q3go
— nini (@SCUDERIAFEMBOY) March 7, 2025
Takie z góry nadane pozycje poszczególnym bohaterom nie są czymś co pozytywnie wpływało na mój odbiór serialu.
Stare nawyki
Niestety, mam wrażenie, że po 2 sezonach przerwy (spowodowanej bojkotem kierowców) wróciły stare nawyki Drive to Survive. Po pierwsze, mamy mocny rozdźwięk między ścieżkami audio, a obrazami na ekranie. I tak mając onboard kierowcy z podjazdu pod zakręt Radillon na torze Spa, słyszymy charakterystyczne dla hamowania zbijanie biegów. Oczywiście zdarzają się też komunikaty kierowców w innych momentach niż były rzeczywoście wypowiedziane oraz przypadki gdy oglądając onboard jednego kierowcy, słyszymy crew radio innego.
Takim nawykiem – z którego na pewno nie będzie zadowolony Mohammed ben Sulayem – będą przekleństwa. Tradycyjnie jest ich sporo i wspólne rodzinne oglądanie z dzieciakami może być krępujące.
Do starych nawyków trzeba zaliczyć też absolutnie denne i miałkie komentarze Willa Buxtona. To jest coś na zasadzie komentarzy lektora z paradokumentów:Barbara: Jestem na ciebie zła Jacku!Narrator: Barbara powiedziała, że jest zła na Jacka.
Nieco lepsze (ale nie wiem czemu nie budzące zaufania) są komentarze Claire Williams, która w drugim sezonie z rzędu jest jedną z komentujących.
Bywają też dziwne zdania lektora, choćby takie: “Logan Sargeant poza torem. Nietypowy widok. Kierowcy rzadko zjeżdżają na zakręcie”. WTF?
Nadal mamy dość mocne “pomieszanie z poplątaniem”. Twórcy w miarę trzymają chronologię wyścigów, ale i tak zdarza się, że w dwóch różnych odcinkach mamy te identical ujęcia z tego samego toru i trzy różne tematy na tapecie.
Skandaliczne
Tak, w tej kategorii też się coś znajdzie. W całym serialu bardzo bardzo dużo jest Flavio Briatore. Można powiedzieć, że zastąpił w roli Krzysztofa Jarzyny ze Szczecina Lawrence Strolla. Wcześniej to szef Astona Martina był szefem wszystkich szefów. Teraz jest nim Briatore. Jest przedstawiany w roli mesjasza, pada nawet zdanie, że to najlepszy szef zespołu w historii Formuły 1.
Sam Briatore mówi władczo do kierowców: “Twój los jest w moich rękach”. Słyszymy też od niego, ze “osiągnąłem tak dużo i mam tyle pieniędzy, że mam w dupie co inni mówią i myślą”. No w sumie szczere.
A co z crashgate zapytacie? No nic. Jest krótko, że został zbanowany za to i za to, ale że w 2012 został oczyszczony z zarzutów (a przecież tylko cofnięto mu wtedy zakaz piastowania funckji w motorsporcie). Jak dla mnie to absolutne wybielenie jednego z największych skandali w F1 w ostatnich dekadach.
Co jeszcze uznaję za skandaliczne? W całym sezonie ani razu nie pada nazwisko Adrian Newey. Mhmmm. Temat, którym F1 żyła przez kilka miesięcy został całkowicie pominięty. Zapewne dlatego, że Astonem się nie zajmowano w tym roku.
Tak czy inaczej to był przyjemnie spędzony piątek. Odcinki mi się podobały i świetnie nastroiły przed nowym sezonem.
Czekam na Wasze opinie i wrażenia w komentarzach!